Korowód niedowidzących i Casillas "out of record"
Wydawać się mogło, że po wyczynach japońskiego sędziego w meczu otwarcia kolejni sprawiedliwi – już choćby poprzez instynkt zachowawczy i chęć obrony dobrego imienia – będą bardziej uważni i konsekwentniejsi w poczynaniach. Niestety, prognoza ta, jak się okazało z gruntu naiwna została zweryfikowana przez następnego przyślepego gwizdacza, tym razem rodem z Kolumbii, który miał odwagę zepsuć dobre widowisko Meksyk – Kamerun.
Sprawiedliwy ów z sobie tylko znanych powodów nie uznał Meksykowi dwóch bramek i to w sytuacji wcale nie wątpliwej, ale jak najbardziej oczywistej i zgodnej z przepisami. Co ciekawe, obie sytuacje wywołały protest Meksykanów, ale nie był on wcale spontaniczny i histeryczny, ale jak najbardziej kontrolowany. Meksykańscy gracze wykazali się spokojem, ale pewnie też wzięli kurs na pobłażliwość, bo wykłócać się z osobnikiem bez odpowiednich kwalifikacji nie ma najmniejszego sensu. Dziwić może tylko zadowolenie komentatorów telewizyjnych, którzy twierdzą, że dobrze się stało, że jednak Meksyk wygrał ten mecz, bo dzięki temu wynik nie został wypaczony. Ano został jak najbardziej, bo 1:0 to nie 3:0 i tych goli może Meksykanom w ostatecznym grupowym rozrachunku trochę zabraknąć.
Casillas miał bić rekord i pewnie pobił. Nie ten jednak, o który mu chodziło. Z herosa stał się nagle człowiekiem kompletnie przegranym co bezlitośnie wychwyciły bezduszne kamery. I najgorsze jest to, że nijak nie można go pocieszyć. Bo na dobrą sprawę mogło być jeszcze gorzej. A to dlatego, że Hiszpanii nawet ten karny się nie należał. A gwoli ścisłości – sędzia tego meczu również nie powalił nikogo na kolana. Powalona została tylko Hiszpania pozostająca w marazmie. I niedoszły rekordzista Iker miał w tym spory udział. Pomógł Holandii.
Tomasz Pazdyk
Komentarze