Niech zwycięży faworyt
Jakieś oszołomy twierdzą, że poziom światowego piłkarstwa zdecydowanie się wyrównał, że dziś każdy może wygrać z każdym, a faworytów właściwie już nie ma. Bzdura kompletna niczym nie poparta. Gdyby faktycznie nie było faworytów to Algieria ogoliłaby Niemcy i to ona by strzeliła decydującą o awansie bramkę w ostatniej minucie, a nie taką, która jedynie otarła łzy. Nie było faworyta w meczu Niemcy – Algieria? Ależ był i nie chodzi o zespół z Afryki.
Kto zabronił Szwajcarom zdobyć bramkę w końcowej fazie dogrywki? Jakiś bankier, producent dziur w serze z ogromną forsą? Nikt nie zabronił. To Argentyna była faworytem i mozolnie i bez wdzięku, ale to potwierdziła. Bo jest różnica w setnej sekundy geniuszu Messiego niż w strzale w słupek Szwajcara. Kto bronił Chile skuteczniej wykonywać jedenastki? Pinochet, duch jego? Nie to Chilijczycy załatwili się sami, strzelając do rąk bramkarza gospodarzy, jakby chodziło o wręczenie przesyłki do rąk własnych. Bez pokwitowania, za to przy tysiącach świadków.
Albo Holandia – Meksyk. Kto w 88. minucie tego meczu mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że faworyt zawiódł i stanie się sensacja? Nikt, bo wiadomo było do czego zdolna jest Holandia. Ochoa owszem, czarował, ale przy golu wyrównującym sam stał jak zaczarowany, a po paru dalszych minutach był już tylko rozczarowany. Tak, tak – faworyci mimo wszystko istnieją i żaden poziom się nie wyrównał. Chyba że udowodnią to Kolumbijczycy. Ale oni z kolei mają pecha gdyż trafiają na drętwą Brazylię nad którą z przyczyn ekonomicznych trzeba chuchać i dmuchać, by ludzie nie odwrócili się od wielkiej imprezy. Kolumbii życzę z całego serca by jednak okazała się lepsza. Pretekst jest, dobre okoliczności też – zupełnie nieoczekiwanie to podobno Kolumbia jest faworytem. Niech tylko to udowodni.
Nie faworyzujący nikogo Tomasz Pazdyk
Komentarze